W Bieszczadzkim Domu Kultury w Lesku miało miejsce otwarcie wystawy fotograficznej „Bieszczady, Lesko i okolice okiem ojca i syna”.
Autorami fotografii są Adrian Weimer i Paweł Weimer.
Otwarcia wystawy dokonała Pani Dyrektor Bieszczadzkiego Domu Kultury Bożena Czuryk, która przedstawiła osoby ojca i syna. Jak powiedziała, „Adrian jest tak skromny, że od 10 lat proszę go o wystawę, aż wreszcie się zgodził”.
Warto jednak było czekać, by zobaczyć to, co wystawa przedstawia. Majstersztyk fotografii.
Adrian Weimer – z wykształcenia informatyk, fotograf z zamiłowania. Mieszka w Lesku od urodzenia, gdzie każdą wolną chwilę spędza z aparatem fotograficznym. Fotografuje Lesko, okolice i swoje ukochane Bieszczady.
Paweł Weimer – uczeń drugiej klasy Gimnazjum w Lesku. Zainteresowany turystyką górską, rowerową i fotografią. Swoje pierwsze kroki w fotografii stawiał przy ojcu, wędrując z nim po bieszczadzkich połoninach.
Ciężko było namówić Adriana i Pawła, by powiedzieli o sobie, jednak się udało.
Adrian, od kiedy zajmujesz się fotografią?
Kwestia, od kiedy nazwiemy to fotografią. Pierwsze spotkanie z aparatem fotograficznym – na kliszę – miały miejsce w 5-6 klasie szkoły podstawowej. Miałem to szczęście, że ojciec zajmował się fotografią, miał nawet własną ciemnię. Później na wiele lat moje drogi z fotografią się rozeszły. Robiłem, co prawda, zdjęcia pamiątkowe, ale tych nie można zaliczać do fotografii.
I co dalej?
W 2004, może 2005 roku kupiłem pierwszy kompakt cyfrowy. Z przeznaczeniem wykonywania zdjęć rodzinnych. No i przyszedł czas i apetyt na coś poważniejszego i w 2007 roku kupiłem lustrzankę cyfrową.
Tak rozpocząłeś przygodę z fotografią?
Można tak powiedzieć. Pierwsze zdjęcia to była fotografia bardziej reportażowa – ludzie, wydarzenia. Wtedy wróciła miłość do gór, uśpiona od lat szkolnych. Oczywiście pierwsze zdjęcia gór, to fotografie pamiątkowe. Takie ze znajomymi, rodziną. Pamiętam z wtedy moje słowa, że nikt nie zmusi mnie do wstawania żeby zrobić wschód, czy świt (śmiech). Mówiłem – idę w góry, a nie robić zdjęcia.
Teraz się zmieniło, taka ewolucja Adriana?
Tak z czasem to się właśnie wszystko zmieniało. Tak to jest, by zrobić zdjęcie trzeba być w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze, każdy fotografik to powie. Czasem też trzeba mieć duże szczęście. Od pewnego czasu wyjście w góry miało i nadal ma dwa cele: być w górach i zrobić zdjęcie.
Czy sam wychodzisz w góry, czy masz jakąś wspólną grupę pasjonatów?
Dzięki Internetowi poznałem wielu ludzi o tej samej pasji. Powstały internetowe grupy np. Łowcy Świtów i Świtołapy. Wiele osób łączy wspólne zainteresowanie. Stąd powstało wiele zdjęć, ze wspólnych wypadów. Dalej powstają. W grupie jest raźniej.
Wasze wspólne wędrówki zaowocowały przyjaźnią, prawda?
Tak. Właśnie chciałbym wszystkim tutaj podziękować, że mogę z nimi wspólnie wędrować. Poznałem dzięki takim wypadom wspaniałych ludzi. I mamy wspólną miłość: Bieszczady. Nie jakieś tam zwykłe góry, ale właśnie Bieszczady.
Adrian z synem tworzą świetny tandem pokoleniowy. Paweł, jak ojciec, skromny, ale pełen pasji.
Paweł, od kiedy Twoje zainteresowanie wycieczkami w góry i fotografią?
Z ojcem, chodzę w góry od ok 3 lat. Najpierw były to zwykłe wycieczki, takie wypady turystyczne. Z czasem dołączyłem do grupy Świtołapów i tak się rozpoczęła moja przygoda z fotografią.
Masz całkiem dobry sprzęt fotograficzny. Prezent?
Na początku korzystałem z aparatu taty. Ale cały czas zbierałem pieniądze na swój. W tym roku wreszcie mogłem sobie kupić lustrzankę za swoje oszczędności. Mam własny aparat.
Czy wiedzę czerpiesz od ojca?
Tak. Wiedza praktyczna jest niezbędna. Jednak jak jestem w górach, na przykład na wschodzie słońca, szukam kącika dla siebie, by zrobić zdjęcie inaczej, samodzielnie, z mojego punktu. Nie patrzę tak jak wszyscy. Uwielbiam fotografować wschody słońca w górach i mgły.
Pasja i umiejętności tej dwójki zaowocowały bardzo ciekawymi zdjęciami. Ukazane na płótnie, oddają niebywały urok wykonanych fotografii. Wystawa naprawdę godna zobaczenia.
Czynna od 17 listopada do 29 grudnia 2017.