zapadła się ziemia
po starych chatach
i rankiem kroplami rosy
płaczą trawy i polne kwiaty
zranione serce
odeszło przed siebie
połamane krzyże
wołają do nieba
o sprawiedliwość
czasem samotne zwierzę
zabłądzi pośród
opustoszałych sadów
tylko ptaki tutaj
budują gniazda
a cisza codziennie modli się
aby powrócił dawny świat.
Zakątek bieszczadzkiej ziemi – Rita Dwernicka (4.10.2015 r.)
Wędrując z nieistniejącej wsi Zawój, w kierunku ku Kalnicy, szlakiem „Bieszczady Odnalezione”, na niezarośniętych jeszcze zboczach, widać wyraźne tarasy dawnych pól małej bojkowskiej – kolejnej nieistniejącej wioski Łuh. Po prawej stronie, na zboczu wyraźnie widzimy miejsce gdzie stała kiedyś greckokatolicka cerkiew.
Wieś została założona w 1552 r, nazywała się początkowo Wielki Low, Łuchy Wielkie a następnie Łuh (od podmokłej łąki – ukr.). Wioska była mała, ale miała dwór, zabudowania dworskie, karczmę i młyn wodny. Cerkiew w niej z 1864 r. była drewniana pw. Św. Mikołaja Cudotwórcy, trójdzielna, z trzema baniastymi hełmami. Zniszczona, tak jak i cała wioska w 1946 r. po całkowitym wysiedleniu jej mieszkańców. Po cerkwi i dzwonnicy, pozostały resztki kamiennej podmurówki – zarośniętej mchem, a na cmentarzu – fragmenty pojedynczych nagrobków. Zachował się również krzyż ustawiony na 950 rocznicę Chrztu Rusi z datami 988- 1938.
Smutek jest tutaj wręcz fizycznie wyczuwalny. Stojąc przy krzyżu z napisem „Pamięci mieszkańców wsi Łuh deportowanych z własnej ziemi 6 czerwca 1946 roku” (ustawiony w 2011 roku) – patrząc w dół, gdzie kiedyś była wieś, a obecnie plac składowy drewna cisną się gniewne pytania: Dlaczego? Co zawinili Ci ludzie, że oderwano ich od tego, co było ich od pokoleń?
Bieszczady są pełne blizn, po ranach zadanych tutaj ludziom. Ziemia ta długo jeszcze będzie miała wpisane łzy i lęk w swoją historię. W historię wysiedlonych. Wioska Łuh – nieistniejąca – jest kolejnym dowodem na tragizm, jaki niesie ze sobą wojna, konflikt i zło.
Będąc tam – warto się zastanowić, czy warto krzywdzić drugiego człowieka…
Lidia Tul-Chmielewska